Podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w mowę, we wszelką gorliwość, w miłość naszą do was, tak też obyście i w tę łaskę obfitowali. Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić. Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawić ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: „Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele”

2 Kor 8,7.9.13-15

Kilka tygodni temu udałem się nocą do szpitala Maimonides Medical Center w Brooklynie. Około północy wszedłem do sali szpitalnej, gdzie leżał nieprzytomny Piotr, którego znałem od małego dziecka z mojej poprzedniej parafii w Maspeth. Dziś ma on już 20 lat.

Mimo tak później pory, przy łóżku Piotra była spora grupa krewnych i przyjaciół. Zaś rodzice dzień i noc czuwali na zmianę przy łóżku swojego syna. Choroba spadła nagle, objawiając się przeszywającym bólem głowy. W czasie mojej wizyty lekarze szukali przyczyn taych dolegliwości. Zostało trwożne oczekiwanie. W tych chwilach wielkiej niepewności, bólu i trwogi rodzice Piotra robili wszystko, aby ratować swoje dziecko. Otwarli także szeroko „okna swojej wiary”. W gorącej modlitwie prosili Boga o łaskę uzdrowienia syna. O tę modlitwę prosili także mnie. Modlitwa wiary szturmowała niebo. Ci, którzy modlili się wierzą, że ta modlitwa dotarła do Boga i została wysłuchana. Po kilku dniach zdiagnozowano chorobę i rozpoczęto leczenie. Zmieniono także szpital, gdzie Piotr wrócił do pełni zdrowia, a w jego domu zagościła ogromna radość.

Podobna radość zagościła w domu Jaira, o którym mówi Ewangelia z dzisiejszej niedzieli: „Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: ‘Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali”. W drodze doniesiono, że córka Jaira zmarła: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Jezus słysząc to powiedział przełożonemu synagogi: „Nie bój się, tylko wierz”. Bezgraniczna wiara i gorąca modlitwa sprawiły cud. Jezus ująwszy rękę dziewczynki powiedział: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”.

Ku radości rodziców i zdumieniu niedowiarków dziewczynka wstała zdrowa. Radość zagościła również w domu, chorej kobiety, która dotknęła szaty Jezusa, gdy Ten był w drodze do domu przełożonego synagogi. Mówiła sobie: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Dotknęła pałasza Jezusa, a Jezus odwrócił się do niej i powiedział: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”. Zarówno Jair, jak i chora kobieta z tłumu, szeroko otworzyli okna swojej wiary przez które wtargnęła w ich życie łaska uzdrowienia.

Byłbym naiwnym i godnym pożałowania kaznodzieją gdybym w takim schemacie chciał zamknąć wiarę i problem wysłuchanej modlitwy. W szczególnej ostrości dociera do mnie ta prawda, gdy patrzę na fotografię jednorocznej Kasi i nie mogę powstrzymać łez wzruszenia. Dziewczynka pozbawiona jest włosów na głowie. Jedno oko zdeformowane przez operację. Na ślicznej buzi widać zmęczenie, któremu nie podaje się maleństwo. Chce normalnie bawić się jak inne dzieci, cieszyć się życiem, ale różne dolegliwości, w tym także tuby podłączone do wątłego ciała nie pozwalają na to.

W pierwszą rocznice jej urodzin rodzice umówili się na sesję fotograficzną. W przeddzień umówionej daty odwołali spotkanie z fotografem. Kilka dni wcześniej udali się do lekarza, aby dowiedzieć się, co jest powodem narastających problemów zdrowotnych Kasi. Badania wykazały chorobę nowotworową. Rak zaatakował już prawie cały organizm. Lekarze od samego początku dawali bardzo małe szanse wyleczenia, podjęli jednak walkę o uratowanie życia dziecka. Trudno opisać ból rodziców, którzy patrząc na cierpienie swojego dziecka tak niewiele mogli dla niego zrobić. Oni i ich znajomi zanosili gorące modlitwy do Boga o uzdrowienie małej Kasi.

Po półrocznym zmaganiu, wypełnionym bolesnymi zabiegami medycznymi lekarze powiedzieli, że są bezradni i nic nie mogą już zrobić. Rodzice się jednak nie poddają szukają coraz to nowych możliwości i ciągle modlą się o cud uzdrowienia. Cud może się wydarzyć, ale z doświadczenia wiem, że może być inaczej. I to stawia nas przed trudnym pytanie o wiarę czyniącą cuda i wysłuchaną modlitwę.

Czy są takie okna, które możemy otworzyć, aby wtargnęło do nas uzdrawiające światło łaski bożej, gdy wydaje się nam, że nasza modlitwa nie została wysłuchana? Z pewnością są to te same okna wiary, którymi wtargnęła moc uzdrowienia fizycznego Piotra, czy córki Jaira. Tylko w przypadkach takich jak Kasia, koniczne jest o wiele głębsze spojrzenie na sprawy wiary, spojrzenie sięgające dna wieczności.

I dopiero z tej perspektywy, poprzez ból i cierpienie dociera do nas światło, które może się zmierzyć i zwyciężyć mrok cierpienia i niezrozumiałej śmierci. To światło odkrywamy najczęściej na klęczkach z najdoskonalszym modlitewnikiem w rękach, jakim jest Biblia. To w niej słyszymy dzisiaj słowa: „Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci”.

Dopełnieniem tej myśli są słowa św. Pawła z Listu do Rzymian: „Sprawiedliwy z wiary żyć będzie”. Sprawiedliwość wobec Boga i ludzi otwiera okno sięgające wieczności. Małe dziecko jest najczystszą, niewinną sprawiedliwością. Kiedyś rozmawiałem w tym duchu z ojcem, który stracił syna. W czasie rozmowy powiedział do mnie, jakby z wyrzutem: „Dobrze o tym księdzu mówić”. W domyśle były słowa: „Inaczej ksiądz by mówił, gdyby sam takiej straty doświadczył”.

Prawdopodobnie tak, ale nie zrezygnowałbym z otwierania szeroko okna wiary, przez które w ogromnym bólu starałbym się dostrzec nadzieję na dnie wieczności. Szukałbym w Bogu zrozumienia słów z Księgi Mądrości, które słyszymy dzisiejszych czytaniach: „Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą”.

W swoich poszukiwaniach szedłbym za Tym, który powiedział do chorej kobiety: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”, który wyciągnął rękę do zmarłej dziewczynki, mówiąc: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Bo jak pisze św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian, On w swojej boskości doświadczył ludzkiego losu: „Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić”.

Chrystus zszedł na dno naszej ludzkiej nędzy, doświadczył cierpienia i śmierci, aby ubogacić nas swoim zmartwychwstaniem. Św. Jan Paweł II mówił: „Chrystus zwycięża zło i śmierć! To radosne orędzie rozbrzmiewa w tych dniach w sercu Kościoła. Zwyciężywszy śmierć, Chrystus obdarza nieskończonym życiem tych, którzy Go przyjmują i wierzą w Niego. Jego śmierć i zmartwychwstanie stanowią zatem fundament wiary Kościoła”.

Jest to fundament każdego z nas, którzy stanowimy cząstkę tego Kościoła. Im szerzej otwieramy okno naszej wiary, tym mocniej osadzamy nasze życie na fundamencie, którym jest Chrystus, Pan życia i śmierci. Gdy to uczynimy, to wtedy radosny psalm, który śpiewamy w czasie dzisiejszej liturgii Eucharystycznej stanie pieśnią naszego życia: „Wysłuchaj mnie, Panie, zmiłuj się nade mną, / Panie, bądź moją pomocą. / Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament. / Boże mój i Panie, będę Cię sławił na wieki”.