12132553_1619893364942491_2402442100149876125_o

fot. Janusz Skowron

Katarzyna Bargiełowska ukończyła wydział aktorski w PWSFTViT w Łodzi. Jest stypendystką na Wydziale Fotografii w Warszawskiej Szkole Filmowej oraz Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Reżyseruje spektakle, kręci filmy, prowadzi warsztaty artystyczne, uczy aktorstwa. Nowojorską publiczność zaprosiła na dwie wystawy: „Inside” w brooklyńskiej Galerii A. R. oraz „Floating” w kawiarni Starbucks na Greenpoincie. Choć- jak mówi- bycie turystką w Wielkim Mieście jest męczące, chciałaby częściej odwiedzać Nowy Jork. Oczywiście z aparatem.

 

Aktorka, reżyserka, fotografka… która z tych zawodowych ról jest Ci najbliższa?

Jestem aktorką i pedagogiem aktorstwa, uczyłam w szkole Państwa Machulskich, realizowałam spektakle teatralne z młodzieżą, dorosłymi, różnymi grupami teatralnymi. Natomiast fotografia towarzyszyła mi od dawna. Zawsze było mi blisko do wydziału operatorskiego i reżyserii. Tak naprawdę chyba najbardziej czuję się filmowcem. Żartuję, że w oczach mam obiektywy. Przygotowując przedstawienia używałam kamery jako medium uzupełniającego. No i po drodze udało mi się wygrać konkurs, którego nagrodą było stypendium na wydziale fotografii. Zostałam studentką.

Jakie to uczucie znaleźć się z powrotem w szkolnej ławce?

W konkursie wzięłam udział tylko dlatego, że temat dotyczył świata filmowego. Z reguły nie uczestniczę w przedsięwzięciach tego rodzaju. Tutaj udało mi się wygrać pięć, z siedmiu etapów. No i główną nagrodę. Ponieważ nie mam już dwudziestu lat, zapytano mnie, czy chcę podjąć studia. Zawahałam się, bo skończyłam już dwa kierunki, trochę się „nastudiowałam” w życiu. Ale pomyślałam, że może to być ciekawa przygoda. I od października zeszłego roku otrzymałam indeks. Jak się czuję w tej roli? No cóż… wiele rzeczy szybciej łapię, chociażby z tego powodu, że jestem absolwentką szkoły filmowej i mam je we krwi. Cieszy natomiast kontakt z ludźmi. Liczę na to, że uda się zebrać grupę osób o podobnej wrażliwości i zrobić razem jakiś ciekawy projekt.

Fotograficzny?

Myślę raczej o filmie. Najbardziej zależy mi na autorskich projektach. Wbrew pozorom nie jest łatwo znaleźć osoby konkretnie, poważnie myślące o sztuce, które chciałyby się zaangażować we wspólną pracę. Moim szczęściem i nieszczęściem zarazem jest fakt, że z racji wykształcenia i lat pracy w zawodzie, jestem profesjonalistką. Wymagającą i czujną.

Skąd potrzeba, by stanąć po drugiej stronie kamery? Może z poczucia, że Twój potencjał aktorski nie do końca został wykorzystany?

Aktorstwo jest moją największą miłością i życiową pasją. Ale będąc aktorką jest się uzależnionym od innych: czy wezmą do filmu, czy nie. W pewnym momencie zaczęło mi przeszkadzać, że nie do końca mam na to wpływ, że nie dzieje się tak, jak bym sobie tego życzyła. Nie chodzi o to, by zapełniać biogram tytułami seriali- choć zawsze podkreślam, że nie mam nic przeciwko graniu w serialach, bo to zajęcie, które zapewnia stały dochód i pewną finansową stabilność- ale ważne, jakie po drodze miało się przygody zawodowe, z kim się pracowało, nad jakimi tekstami. Parę fajnych rzeczy udało mi się zrobić: „Krakatau” z Mariuszem Grzegorzkiem, główna rola kobieca u Henryka Kluby, spotkanie ze Sławkiem Fabickim w filmie pt. „Męska sprawa”, który był nominowany do Oskara, „Pianista” Polańskiego etc. O takim rodzaju grania myślę. Tego rodzaju kino chciałabym współtworzyć. I ciągle mam nadzieję, że jeszcze takie spotkania się wydarzą. Po przeszło dwudziestu latach od ukończenia szkoły, nadal uważam, że jestem dobrą aktorką. Natomiast- powtarzam- mam świadomość, że nie wszystko zależy ode mnie, dlatego chciałabym robić swoje własne kino.

Teoretycznie mogłabyś i reżyserować, i grać, i robić zdjęcia do swojego filmu …

To prawda, że jestem trochę taką Zosią Samosią, ale zdecydowanie nie chciałabym siebie reżyserować! Uważam, że cudowną rzeczą jest współpraca. Ja na planie filmowym odpoczywam, bo nie muszę myśleć o niczym innym, mogę skupić się na graniu. Myślę, że fajnie jest dzielić się odpowiedzialnością. Pod tym względem jestem typową aktorką, która potrzebuje reżysera, kogoś, kto poprowadzi. Myślę, że brakuje mi dystansu, by być jednocześnie „twórcą i tworzywem”. Choć, nauczyłam się już, żeby nigdy nie mówić nigdy. Życie pisze najróżniejsze scenariusze i jest pełne niespodzianek. Jak chociażby moja obecność tutaj…

Skąd pomysł na przyjazd do Ameryki?

Powodem, dla którego odwiedziłam Stany są moje wystawy fotograficzne. Początkowo miałam przylecieć tylko na trzy tygodnie, ale tak pięknie się złożyło, że po drodze do Nowego Jorku odwiedziłam znajomych w Kalifornii i na Florydzie, i z tych kilku tygodni zrobiły się prawie dwa miesiące; najdłuższa podróż w moim życiu. Marzyłam o wakacjach, i faktycznie- trochę odpoczęłam. Ale również, a może przede wszystkim, ciężko pracowałam, robiąc zdjęcia, ha ha. Chodzę, jak listonosz. Z ciężką torbą, w której są wszystkie aparaty świata, i nie przestaję utrwalać tego co widzę, na kliszy. A widzę dużo interesujących ludzi, sytuacji, krajobrazów. Szczególnie w Nowym Jorku, który jest wymarzonym plenerem fotograficznym. Dzisiaj na przykład zrobiłam parę fajnych zdjęć, między innymi portrety w zakładzie fryzjerskim. Właśnie sytuacje zastane interesują mnie najbardziej. Nowy Jork kusi. Zachęca do spenetrowania. Chciałabym móc co jakiś czas je odwiedzać.

Zatem tego właśnie życzymy i zapraszamy ponownie !

20151012_141955-COLLAGE (1)