I obróciłem się, by patrzeć, co to za głos do mnie mówił; a obróciwszy się, ujrzałem siedem złotych świeczników i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego, przyobleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem. Kiedy Go ujrzałem, do stóp Jego padłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: „Przestań się lękać! Ja jestem Pierwszy i Ostatni, i Żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani. Napisz więc to, co widziałeś i co jest, i co potem musi się stać”.
Ap 1, 12-13. 17-19

 

 

Jednym z popularniejszych współczesnych autorów jest brazylijski pisarz i poeta Paulo Coelho. Jest on autorem wielu bestsellerów takich jak Pielgrzym, Alchemik, Demon i panna Prym, Zahir Piąta góra, Weronika postanawia umrzeć. Nad tą ostatnią książką chciałem zatrzymać się trochę dłużej.

 
Dwudziestoośmioletnia Weronika Deklava ma w życiu prawie wszystko: urodę, dobrze płatną pracę i piękne mieszkanie w Nowym Jorku. Nieco gorzej układa się jej życie prywatne. Mimo dostatku pojawia się monotonia i nuda, życie traci sens. Weronika postanawia umrzeć. Z tą myślą przedawkowała tabletki. Jednak próba samobójcza nie powiodła się. Po dwóch tygodniach śpiączki obudziła się w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy dowiedziała się, że mimo iż została odratowana to z powodu przedawkowania leków zostało uszkodzone serce, i że został jej tylko tydzień życia. W ciągu tego tygodnia przewartościowała cały swój świat. Z każdym dniem odkrywała na nowo piękno życia. Uświadomiła sobie jak bardzo je kocha. Zaczęła dostrzegać rzeczy które mogła by jeszcze zrobić, miejsca które chciała by zobaczyć zanim umrze. Atrakcyjna dziewczyna poznała w zakładzie wielu pacjentów, a szczególną jej uwagę zwrócił schizofrenik Edward. Zrodziła się między nimi miłość. W obliczu zbliżającej się śmierci Weronika odkrywa wartość i piękno życia. Chce żyć jego pełnią. Ma taką szansę, ponieważ doktor, w ramach eksperymentu „wymyślił” chorobę, aby zmotywować Weronikę do życia.

 

 

Dla chrześcijan, czy raczej dla ludzi, którzy całkowicie zaufali Chrystusowi świadomość przemijania i zbliżania się śmierci ma o wiele głębszy wymiar niż jest to co ukazane w historii Weroniki. Śmierć oznacza przede wszystkim zdążanie na spotkanie z Chrystusem zmartwychwstałym, które stanie się początkiem innej wspaniałej rzeczywistości, która nie będzie miała końca. W tej perspektywie widzimy piękno tego świata i chcemy każdą chwilę wykorzystać jak najlepiej, jak najpiękniej. Bo wczorajszy dzień, który minął już się nigdy nie powtórzy, ale może zostać coś więcej niż tylko wspomnienie, może pozostać dobro, które opromienione światłem Chrystusowego zmartwychwstania nabiera wymiaru wieczności. A zatem zbliżanie się naszego spotkania Chrystusa w śmierci jest mobilizacją, aby jak najwięcej zabrać ze sobą ziemskiego piękna opromienionego blaskiem wielkanocnej tajemnicy. Można tak głęboko zanurzyć się w rzeczywistość tajemnicy Chrystusa zmartwychwstałego, że doświadczając i doceniając piękna rzeczywistości ziemskiej możemy pragnąć i radośnie oczekiwać spotkania z Chrystusem.

 

 

Doświadczył tego św. Paweł, który napisał: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk”. Pisał to człowiek, którego pozycja społeczna dawała możliwość korzystania z przyjemności tego świata więcej niż innym. A jednak, gdy doświadczył spotkania z Chrystusem zmartwychwstałym, wszystko uznał za stratę: „I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa”. Podobnie myślał św. Ignacy Antiocheński, który jak głosi legenda był tym szczęśliwym dzieckiem, które kiedyś Chrystus postawił przed swoimi uczniami i powiedział: „Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży, jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje”. Jeśli nawet legenda mówi prawdę, to zapewne późniejsze spotkanie duchowe z Chrystusem zmartwychwstałym dyktowało słowa św. Ignacego: „Wolę umrzeć w Chrystusie Jezusie, niż panować nad całą ziemią. Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał. I oto bliskie jest moje narodzenie… Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem”.

 

 

Zatem życie nasze nabiera pełniejszego kształtu, staje się piękniejsze i pozwala z radosną nadzieją spoglądać w najdalszą przyszłość, gdy autentycznie spotkamy Chrystusa zmartwychwstałego. Jest wiele różnych dróg prowadzących do naszego Pana. Dzisiejsza niedziela, zwana Niedzielą Miłosierdzia Bożego ukazuje jedną z bardzo ważnych cech tej drogi. Jest to Boże Miłosierdzie. Chrystus powiedział do św. Siostry Faustyny: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia. Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski”. Święto to ogłosił w całym kościele wielki orędownik Bożego Miłosierdzia św. Jan Paweł II, który umierając mówił: „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca”. Doświadczył tego o czym pisze św. Jan w zacytowanym na wstępie fragmencie Apokalipsy.

 

 

Dzisiejsza Ewangelia ukazuje Boże Miłosierdzie okazane św. Tomaszowi, który nie podzielał radości innych apostołów, którzy mu mówili, że widzieli Chrystusa zmartwychwstałego. Swoje niedowiarstwo Tomasz wyraził słowami: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę”. Jakże był beznadziejnie smutny w swoim niedowiarstwie. Chrystus w swoim wielkim miłosierdziu, jakby dla samego Tomasza, po ośmiu dniach ukazał się ponownie apostołom i powiedział do niego: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Ale to nie było potrzebne, Tomasz padł na kolana i z radością zawołał: „Pan mój i Bóg mój!” Radość tego autentycznego spotkania z Chrystusem będzie towarzyszyć św. Tomaszowi do ostatnich dni jego ziemskiego życia. Z tą radością wyruszył w dalekie kraje. Pierwszy historyk Kościoła Euzebiusz z Cezarei pisze, że św. Tomasz głosił Ewangelię najpierw Partom a następnie w Indiach, gdzie miał ponieść śmierć męczeńską.

 

 

Nieraz w sposób szczególny doświadczamy miłosierdzia Bożego w ostatnich dniach życia. Pięknie o tym pisze Jacek Pałkiewicz na stronie internetowej dla WP. A jest to opowieść o ostatnich dniach życia śp. generała Jaruzelskiego. Oto krótkie fragmenty tej historii: „Starałem się oczywiście tłumaczyć mu, że jeszcze nie umrze, ale on czuł, że zbliża się jego czas. Zaczęliśmy rozmawiać o śmierci i wierze w Boga. Trwało to 1,5 godziny. Mówił, że nieraz zazdrościł ludziom wierzącym moralnej przystani, komfortu emocjonalnego. Nie zapomnę nigdy sceny, kiedy lojalny komunista, umierający człowiek o bladej, zapadłej twarzy z kilkudniowym zarostem, walczy ze sobą, aby zaprzeczyć własnym poglądom i wartościom, żeby wyrzec się swoich przekonań. Myśl nawrócenia wiązała się cały czas z uznaniem się za pokonanego, z klęską intelektualną… To nie były tylko wyrzuty sumienia, chwila słabości i zachwianie niezłomnego charakteru, ale też obawa, że ktoś będzie mógł mu zarzucić tchórzostwo za to, że zatwardziały niewierny pokajał się za własne grzechy, uznał słuszność katolickiej racji i za tę zmianę poglądu religijnego straci szacunek. Mam prawo sądzić, że po naszej rozmowie, w obliczu śmierci, generał Jaruzelski odnalazł pokój, wyrzekł się swoich przekonań i pojednał się z Bogiem. Podczas naszej rozmowy duże wrażenie zrobił na nim przykład Michaiła Gorbaczowa, który kilka lat wcześniej klęczał w Asyżu przed obrazem św. Franciszka. Finał był taki, że generał Wojciech Jaruzelski jeszcze przed śmiercią przyjął sakrament”.