Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga. Zważcie więc na Tego, który ze strony grzeszników tak wielką wycierpiał wrogość wobec siebie, abyście nie ustawali, załamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi.

 
Hbr 12, 1-4

 

Słowa z dzisiejszej Ewangelii jak gdyby nie pasują do Jezusa: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.

 
Spójrzmy na te słowa przez akt wiary, który może pamiętamy z czasów przygotowania się do I Komunii św.: „Wierzę w Ciebie, Boże żywy, w Trójcy jedyny, prawdziwy; Wierzę, coś objawił Boże, Twe słowo mylić się nie może”. Słowo Boże się nie myli, dlatego przyjmujemy je z wiarą, prosząc Boga o światło zrozumienia. Zgłębiając słowo w bożym świetle nie możemy zrezygnować z przypowieści i porównań, które mogą nam pomóc w zrozumieniu słowa Bożego. Oto jeden z takich przykładów opowiedziany przez ks. Dawida Lose

 
Poniższy dialog ojca z pięcioletnim synem Benem ma miejsce w czasie rodzinnego obiadu, kiedy podano brokuły, których nie znosi mały Ben.
Ben nie opuścisz stołu, dopóki nie zjesz brokuł – powiedział ojciec.

 
-Nie będę jadł, ja nienawidzę brokuły.
-Ben warzywa są bardzo zdrowe i konieczne do prawidłowego rozwoju organizmu.
-Nienawidzę brokuł i nienawidzę ciebie, że mnie zmuszasz do ich jedzenia.
-Przykro mi, że tak to rozumiesz i czujesz, ale ja cię naprawdę kocham.
Ben chwilę się zastanowił i dał zaskakującą odpowiedź: „Nie mów tak, bo to nieprawda”.
-Ale to jest prawda Ben, ja cię kocham bez względu na to co się stanie.
-Przestań tak mówić. Przestań mówić, że mnie kochasz
-Przykro mi chłopacze. Posłuchaj mnie teraz. Czy to lubisz, czy nie ja ciebie i tak kocham.

 
Ben poczuł się zmieszany i zagubiony. Miłość zwyciężyła. Brokuły zostały zjedzone. Aco najważniejsze zapanował prawdziwy pokój, który został wywalczony na „wojnie” przy rodzinnym stole. Z pewnością o takim rozłamie, tylko o innej wadze problemu mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii.

 
Jeszcze jedna historia dochodzenie przez wojnę do pokoju. Została ona opisana przez Agnieszkę Litorowicz-Siegert w czasopiśmie „Twój Styl” w reportażu o matkach zakonnic.

 
Oto fragmenty tego reportażu: „Tamtego wieczoru jej córka maturzystka powiedziała: ‘Nie pójdę na studia. To znaczy… może potem. Teraz idę do zakonu. Tobie pierwszej o tym mówię”. Ewa wstała. Usiadła. Wstała. Czy się przesłyszała? Niech córka powie jeszcze raz. Nie idzie na studia? To znaczy nie na prawo? Czyli na jakiś kurs? – Mój mózg wypierał drugą część jej wypowiedzi. ‘To żart? – zapytała córkę. – Idę do zakonu, do Krakowa” – powtórzyła Martyna. Dobrze, że zaraz przyjdzie Patryk, mąż, razem zjedzą kolację, Martyna wytłumaczy im, że obejrzała jakiś film i teraz myśli o takich rzeczach… ‘Co ona wymyśliła?!. Po powrocie męża powiedziała: „„Może ty jej przemów do rozumu!”. Patrykowi wbiła paznokcie w przedramię: ‘Zrób coś. Może zaprowadźmy ją do psychologa, nie wiem, do lekarza?”. Mąż był poważny, mało mówił. Zapalił papierosa, pierwszego od roku. Ewa zacisnęła pięści. Nie, to niedorzeczność. Martyna ostatnio faktycznie częściej chodzi do kościoła, ale o czym my mówimy? Ona ma być prawnikiem”.

 
Rozpoczęła się „wojna domowa”. Rodzice nie mogli się pogodzić z decyzją córki. „„Myślę, że Bóg mnie woła, mamo”, powiedziała to tak spokojnie, że poczułam ciarki na plecach – wspomina Ewa”. W innym miejscu mówi: „Pobiegłam do pokoju Martyny, zerwałam z niej kołdrę: ‘Wstawaj, egoistko, zobacz, co narobiłaś! Ojciec przez ciebie płacze!”. Poszła do niego, a ja rzuciłam się na jej łóżko. Na poduszce był zapach włosów Martyny zmieszany z wonią perfum. Pod poduszką – różaniec. Pomyślałam: ‘Boże, przecież ona jest ładna, młoda, musi mieć dzieci, musi się stroić. A u ciebie nawet kolczyków nie będzie mogła założyć, nawet perfum jej zabronisz. Proszę, nie zabieraj mi córki”. Głupie to było, naiwne, ale czułam się taka bezradna”. Przyszedł czas wyjazdu córki. Matka tak to wspomina: „Kiedy wyszli z domu, otworzyłam okno. Spojrzałam w niebo. I wtedy stało się coś strasznego, ciężko mi o tym mówić. ‘Jesteś dranieeem! Dranieeem!, darłam się w niebo. Chciałam, żeby Jezus usłyszał, jaka jestem nieszczęśliwa”.

 
Potem ta „wojna” przemieniała się powoli w najgłębszy pokój, jakiego świat dać nie może. Ewa wspomina: „Rok po wyjeździe Martyny do zakonu pojechałam do Częstochowy i oddałam ją pod opiekę Matce Boskiej. To było postawienie wszystkiego na jedną kartę. Poczułam ulgę”. A później był nowicjat: „Dwa lata później rude, kręcone włosy naszej córki przykrył biały welon. Rozpoczęła nowicjat. Po uroczystości było przyjęcie. Dobre jedzenie, udekorowana sala. ‘Jak na weselu”, zażartowała moja siostra. Wesela nie będzie. ‘Ale moja córka jest szczęśliwa i tylko to się liczy”, powiedziałam sobie w duchu”. Rodził się pokój sięgający dna duszy ludzkiej. Ewa zadzwoniła do córki i powiedziała: „źle mi, wiesz? Chodzą za mną jakieś cienie, mam doła”. Córka poradziła jej, aby poszła do spowiedzi, a na pewno będzie lżej. Ewa już nie pamiętała formułek przy spowiedzi, nie miała ochoty na spowiedź: „I co niby miałaby powiedzieć? Komu? Ksiądz to tylko człowiek. Ale czuła, że córka dobrze jej radzi. Przewodniczka duchowa? Kto wie…”.

 
Przyszedł czas, że wszyscy odnaleźli głęboki pokój, ilustruje to scena z przyjazdu Martyny do domu, kiedy to po raz pierwszy Ewa zwróciła się do córki jej zakonnym imieniem: „Hurra, Florentyna dotarła!. Młoda zakonnica przyjechała na tydzień wakacji. – ‘Matka, zrób mi kakao i naleśniki! – zarządziła. – Robi się, siostro”. Pies szalał z radości, Patryk stwierdził, że skoczy po brzoskwiniowy płyn do kąpieli, jaki córka lubi. I po truskawki”.

 
W życiu kierujemy się różnymi prawami. Zachowanie ich wprowadza pokój i harmonię w naszym życiu. Nawet zachowywanie praw naturalnych rządzących przyrodą odgrywa ważną rolę w naszym życiu. Łamanie ich może doprowadzić do zniszczenia przyrody, co ostatecznie uderza w nas samych. Oprócz tych praw są inne prawa naturalne o charakterze duchowym, moralnym i etycznym. Są one także odwieczne, niezmienne, nierozdzielnie złączone z naturą ludzką. Te prawa rządzą z woli Boga losami człowieka, społeczeństwa i całego narodu. Są one podstawą porządku i wszelkiego ładu tak w życiu jednostki jak i zbiorowości. Zachowanie tych praw rodzi pokój w nas i poza nami.

 
Są prawa nadprzyrodzone objawione w Biblii. Szczytem tych objawień jest Jezus Chrystus, który słowem i czynem objawia najważniejsze prawo, prawo miłości. Co więcej sam jest Miłością. Kto pójdzie za Miłością, za Chrystusem odnajdzie najgłębszy pokój. Ta miłość bywa czasami trudna, wymagająca poświęcenia. Chrystus mówi: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Ten krzyż miłości wymaga nieraz zmagania się ze sobą, a także z innymi, aby przez „wojnę” zachować Miłość, która jest źródłem najgłębszego pokoju. W tej drodze Chrystus jest wzorem. W Liście do Hebrajczyków czytamy: „On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga”.