„Dola uchodźcy jest takim upadkiem – pisze Miłosz w zakończeniu „Rodzinnej Europy” – że nie doradzałbym jej nikomu, chyba że obdarzony jest zdrowiem konia, witalnością aligatora i nerwami hipopotama. Obiektywnie nie miałem żadnych szans”.

Miłoszowi odradzano emigrację. Z rady nie skorzystał. Przy pierwszej nadarzającej się okazji wyjechał z Polski na stałe. Do Paryża, co było wtedy chyba złym miejscem dla polskiego literata, uciekiniera z komunistycznego państwa. Zachód tkwił w ideologicznej niewoli francuskiej elity intelektualnej, która z bezpiecznego dystansu wychwalała komunistyczny ustrój i wszelkie jego emanacje. Uciekinier stamtąd, ze świata, w którym – w ich oczach – wykuwano przyszłość, był i zdrajcą (bo sprzeniewierzył się idei), i hochsztaplerem (bo pragnie zakwestionować ich wiarę i ich prawdę). Nie mógł więc liczyć choćby tylko na zrozumienie. Pewnie, że wówczas lepsza dla Miłosza byłaby Ameryka, dokąd i tak w końcu wyjechał w 1960 r. Czekała go tu stabilizacja zawodowa i finansowa, ale i duża samotność, bez środowiska, bez myślowego fermentu twórczego w nieustannej konfrontacji z intelektualnym przeciwnikiem.

Sam zostałem filtrując porządek z chaosu… (Piosenka zamorska)

Pożegnanie Europy
Na pożegnanie starego kontynentu napisał „Rodzinną Europę”, zaś ponownie powrócił do tej tematyki, ujętej tym razem w poetyckiej formie, w znakomitym tomie wierszy „Gdzie słońce wschodzi i kędy zapada. Czyli gdzie? – pytamy, by rozwikłać sens tytułu. Między Wschodem i Zachodem, na tej przedziwnej ziemi, którą zamieszkuje więcej ludów, niż jest miejsca dla nich, stąd mieszkali razem, obok siebie, nieodgrodzeni od siebie, nierozdzieleni; gdzie mieszanina języków bynajmniej nie przypominała społeczeństwa po zburzeniu wieży Babel, tu bowiem ludzie doskonale porozumiewali się ze sobą mówiąc w swoim języku bądź zapożyczając zwroty i słowa z mowy sąsiada; gdzie mozaika kultur, religii, obyczajów i ras była tak rozmaita, że nie sposób było powiedzieć, kto swój, a kto obcy. Był to jeszcze na dodatek świat ciężko doświadczony przez historię: ciągłe wojny, przemarsze wojsk, powstania, zmiany granic uczyniły wszystko płynnym, zmiennym, nietrwałym. W świecie tym, ciągle w trakcie stawania się, formowania i rozpadania, trwa nieustanna walka z żywiołem chaosu utożsamianym przez Miłosza z elementem nierozumnym A dla poety oznacza to – nienazwanym.

„Rodzinna Europa” jest w zasadzie autobiografią człowieka urodzonego na Litwie w polskiej rodzinie, wyrastającego na styku wielu kultur, które charakteryzowały Polskę pojagiellońską, choć w dzieciństwie Miłosza Polska naturalnie nie istniała. Następnie przyszła wojna i rewolucja bolszewicka, powstanie państwa polskiego i wojna 1920 r. Wydarzenia te wyznaczają tylko pewne punkty orientacyjne dziejów, gdyż w rzeczywistości na ziemiach tych dokonywał się ciągły ruch, trwała nieustanna zmiana, przeobrażenia następowały po sobie, frakcje i ugrupowania polityczne wchodziły w alianse, by szybko rozejść się do przeciwnych obozów. W doświadczeniu indywidualnym, w pamięci jednostkowego losu, zawiera się makrokosmos procesu dziejowego, bo mechanizm przemijania jest ten sam. Miłosz może więc pisać autobiografię wiedząc, że przedstawia ona zarazem obraz generalnej prawidłowości procesów kształtujących losy ludzkie wszędzie. Historyk pisze o sprawach ogólnych, starając się wychwycić zasadniczy obraz z gmatwaniny dziejów; artysta, poeta, robi to samo, skupia się jedynie na wydarzeniach jednostkowych i na konkretnej biografii. I tyle znaczenia indywidualnej genealogii. Bo niby dlaczego ten, a nie inny byt ma zostać zapamiętany? Dlaczego jednego wywyższyć, a inne koleje losu skazać na zapomnienie? Skąd jeden jest ważny, a drugi – nie?

Miłosz przyznaje, że właściwie nie ma znaczenia, czyje doświadczenia zostaną utrwalone. W tym wysiłku zawartym w „Rodzinnej Europie”, aby zachować to wszystko, co pamięć przechowuje, tkwi zarazem świadomość swoistej daremności przedsięwzięcia wobec wielkiej historii, która zniweluje wszystkich do jednego, równego szeregu. Może więc poeta ironicznie powiedzieć o sobie i swojej twórczości:

O tak, niecały zginę, zostanie po mnie Wzmianka w czternastym tomie encyklopedii. W pobliżu setki Millerów i Mickey Mouse. (Oskarżyciel)

Ale Miłosz nie napisałby „Rodzinnej Europy”, własnej biografii i zarazem traktatu-eseju na temat tego regionu, „gdzie słońce wschodzi i kędy zapada”, oraz ludzi zamieszkujących go, Polski, gdyby nie uważał tej właśnie ziemi za wyjątkową, szczególną na kontynencie. „Odkryliśmy eliksir młodości” – stwierdza na zakończenie książki, czyli odkryliśmy tajemnicę życiodajnej siły powodującej wieczne odnawianie się mocy witalnych ludzi, kultury.

„Eliksir młodości”
Nie jest to boski napój, ambrozja o niebiańskim smaku. To bardzo gorzki, napój gorzkich wód rzeki płynącej pod Gwiazdą Piołun, gdzie „człowiek na polu zbierał gorzki chleb”. Toteż nikt nie zdobywa się chętnie na skosztowanie go. Większość wolała obyć się bez niego, bez tego przerażającego, a zarazem odświeżającego doświadczenia. Ów cudowny eliksir młodości to pewność, że wiedza ma charakter nieskończony, że nie można świata zamknąć w gotowych formułkach i z ufnością wierzyć w postęp jako systematyczną poprawę doli ludzkiej – zgodnie z przekonaniem, że wczoraj było gorzej niż jest dzisiaj, a jutro będzie lepiej niż w chwili obecnej. Ta niezachwiana wiara w postęp nie obowiązuje w regionie między Wschodem a Zachodem. Doświadczenie historyczne narodów tego regionu uczy, że dzieje są jak rzeka: po prostu płyną raz wartko, raz wolno – znikąd donikąd. I jeśli chcemy się tej rzece przyjrzeć, to w istocie oglądamy wczorajszy dzień, bo to, co uchwycimy, to już przepłynęło, było, minęło.

Ty byłeś przechodzień (…) Świadomy, że co pozna już dawno minęło. (Oskarżyciel)

Dlatego podróż w czasie na tej właśnie ziemi jest tak fantastycznym przedsięwzięciem. Wspomnienia z dzieciństwa i młodości odsłaniają skamieliny świata, którego już nie ma, w przeciwieństwie do Zachodu, gdzie tło, kontekst, w którym rozgrywa się dramat ludzkiego istnienia, jest względnie stały, stabilny, niemal niezmienny. W Europie Środkowej doświadczenia historyczne zmusiły ludzi do konfrontacji z losem, do życia w atmosferze nieustannej tragedii, której istotą jest konieczność ustawicznego wyboru między dwiema racjami, racjami cząstkowymi, które razem ze sobą współistnieć nie mogą. Każdy mieszkaniec tej ziemi między Wschodem i Zachodem musiał dokonywać takich wyborów, poświęcać jedne wartości w imię drugich. To ciągle powtarzane doświadczenie pokoleń wyostrzyło ludzką wrażliwość na sferę wartości, na znaczenie i wagę starych, podstawowych prawd, których tutaj (na ziemi „gdzie słońce wschodzi i kędy zapada”) nie dzielono – jak włosa – na czworo. Umysł człowieczy nie mając innego (lepszego, bo bardziej życiowego, praktycznego) zajęcia, bez konfrontacji ze wzburzoną rzeczywistością, pogrążał się we własnych głębiach, w niuansach, aspektach swego funkcjonowania, aż prawdy w tak ostrym reflektorze autoanalizy zaczęły blaknąć i zanikać. Naturalna jakby konstatacja, do jakiej dojść musieli w tej sytuacji ludzie Zachodu, głosiła, że prawdy nie ma, nie istnieje, jest narzędziem władzy, funkcją punktu widzenia, złudą teoretycznego rozumu… Tymczasem na obszarze między Wschodem a Zachodem, w ciągłej konfrontacji z chaosem rzeczywistości, nie było czasu ani też nie widziano sensu na rafinowanie myśli, na drobiazgowe i coraz subtelniejsze rozważania. Konieczność dziejowa zmuszała tu ludzi do powrotu do starych prawd, za każdym zawirowaniem dziejowym utwierdzali się w ich ważności. Ponownie i nieustannie intronizowano je w świecie, za każdym razem na nowo.

Duchowe doświadczenie Europy Środkowej
W skrócie można powiedzieć, iż według Miłosza specyfiką Zachodu była konfrontacja rozumu z materią, z naturą, w szczególności umysłu z sobą samym. Efektem była nauka, technika, w filozofii – wszechogarniający sceptycyzm. Tam zaś, „gdzie słońce wschodzi i kędy zapada” starcie z rzeczywistością historyczną dało ludziom tego obszaru szczególne wyczulenie na świat prawd moralnych i jego podstawowe zasady etycznego porządku. „Rodzinna Europa” stanowi w istocie pean na cześć owej ziemi, jej przeszłości i dnia dzisiejszego. Ale poeta nie przedstawia lakierowanej rzeczywistości, nie napisał jakiegoś nowego „Pana Tadeusza”, by po ponad stu latach od powstania narodowej epopei ogarnąć nostalgicznym spojrzeniem lukrowaną rzeczywistość dzieciństwa w ojczyźnie, która jest „jak zdrowie”. Nie, świat między Wschodem i Zachodem to świat brutalny, pełen krwi i przemocy, cierpień i nieszczęść na ogromną skalę. Ale te właśnie niepowtarzalne doświadczenia, wyjątkowy charakter tej ziemi i ludzi nadaje ich życiu i doświadczeniom wymiar tragedii, otwiera jej mieszkańców na transcendencję, na głębszy, metafizyczny wymiar rzeczywistości. Miłosz tego nie mówi wprost, ale uważa, że mieszkańcy regionu między Wschodem i Zachodem są głębsi, bardziej uduchowieni, bogatsi emocjonalnie. A to wszystko ich raczej, niż ludzi Zachodu, upoważnia do wydawania ocen dotyczących człowieka, jego uwikłania w procesy historyczne, społeczne i polityczne. Doświadczenia dziejowego Polaków, Litwinów, Żydów, Białorusinów, Tatarów czy Ormian, osób wyznania prawosławnego i muzułmanów, pochodzenia niemieckiego i szkockiego, całego kłębowiska nacji, kultur i wyznań w historycznych granicach Polski nie da się porównać z niczym innym. Tu biją źródła wiecznej odnowy kultury, stąd płynie ta siła witalna, o której była mowa wyżej. Dlatego, między innymi za tak ważne w całej swej twórczości uznawał Miłosz konieczność rejestrowania wszystkiego, co było, co utrwalone zostało w indywidualnej świadomości. „Rodzinna Europa” ukazała się nakładem paryskiego Instytutu Literackiego w 1958 r., wkrótce potem wyszła edycja francuska. Miłosz pisał w tej książce o sprawach zupełnie wówczas obcych, niezrozumiałych dla francuskiej elity. Dyskusja o zjawisku określanym mianem Mitteleuropa, wręcz moda wśród zachodnich intelektualistów na Europę Środkowo-Wschodnią – przyszła 40 lat później. Jak to z modami bywa: przychodzą i mijają, a ich specyfiką jest gwałtowność, z jaką opanowują umysły, ale jednocześnie powierzchowność. Dziś widzimy, jak refleksje Miłosza były wnikliwe, a spostrzeżenia – trafne.

Czesław Karkowski