I znowu otrzymaliśmy słuszną lekcję wiary i pokory.

Dziś wcale nie jest za późno by mówić o fabule ewangelii z zeszłej niedzieli no i obsada robi wrażenie. Otóż ewangeliczni uczniowie w liczbie dwóch szli do Emaus. Są sfrustrowani, rozczarowani a może też życiowo pogubieni. Zbliża się do nich Jezus, ale oni Go nie rozpoznają bo są niestety zajęci tylko sobą i swoimi rozczarowaniami. Ulubiony zresztą temat rozmów apostołów po śmierci Jezusa. Jak On mógł nam to zrobić? Zostawił nas samych i teraz ludziom musimy się tłumaczyć. I Jezus dołącza do nich, jest świadkiem ich frustracji, a potem próbuje uczniom wytłumaczyć różne teksty starotestamentalne, że wszystko jest tak jak powinno być, że spełniło się proroctwo. Ale nie, oni dalej swoje, że to nie tak, że miało być inaczej, bo mieli się ogrzewać w świetle Jego sukcesów przez resztę życia. Więc Jezus znowu tłumaczy im, że źle kalkulowali, że tak właśnie miało być, że ludzie w niedzielę palmową chcieli go entuzjastycznie powitać, adoptować, nakarmić, a może nawet udzielić gościny, a parę dni później ci sami ludzie chcieli Go równie entuzjastycznie otruć, zabić albo przynajmniej przegonić z miasta.

Zauważ przyjacielu, że Jezus w tej ewangelii nie próbuje swoim uczniom z krótką pamięcią objawić się z wielką mocą, z gromami z nieba, uczynić drugie przemienienie jak to uczynił na górze Tabor. Przeciwnie, On nie używa nadnaturalnych możliwości jakie ma, by udowodnić im, że jest Zmartwychwstałym Jezusem. Nie, raczej chce iść z uczniami, chce iść z Tobą, żeby posłuchać, wytłumaczyć jeszcze raz, powiedzieć im i Tobie co poszło nie tak. Chce w drodze obudzić Twoją i uczniów uśpioną wiarę. Mówi im i Tobie, że On naprawdę żyje. Jezus w drodze do Emaus odbudowuje zniszczoną wiarę apostołów…W tej samej drodze „remontuje” też Twoją wiarę. Na gruzach Twojej słabej wiary, skłonności do „szufladkowania” innych bez głębszej refleksji, zmartwychwstały Jezus wznosi rusztowanie cierpliwości i miłości, by odbudować w Tobie Ciebie przyjacielu… Kiedy wracasz z pracy do domu metrem, samochodem, statkiem, piechotą albo na skrzydłach radości bo szef był dzisiaj mniej dokuczliwy niech to będzie Twoja droga do Emaus… Słuchaj w cichej modlitwie co Jezus ma Ci do powiedzenia… i wtedy będziesz spokojniejszy/spokojniejsza… i w końcu Go rozpoznasz w Twoim życiu. Bo o to w tym wszystkim chodzi, rozpoznać Jezusa w Tobie…Trzymaj się dzielnie drogi czytelniku kimkolwiek jesteś.

Ojciec Paweł Bielecki