Niedziela

Lubię świtem być w lesie, blisko ziemi. W lecie już około czwartej rano jest jasno. Przez promienie przebijające się przez korony drzew, widać słońce. Zapach parującej ziemi jest niepodobny do żadnego innego, zwiastując rzeźkość nowego dnia. Lubię leżeć na ziemi w takich chwilach (widać, że geny pokoleń chłopskich przodków ciągną ku glebie) i oddychać beztrosko. Czuję wtedy silną więź z tym „najlepszym ze światów”, poczucie że jestem tam, gdzie trzeba… Trzeba łapać takie chwile, bo nie zdarzają się często.

*

Przedmioty istniejące odkąd pamiętam. Głębokie dzieciństwo zamknięte w pamięci rzeczy martwych, tkwiących na różnych półkach i w zakamarkach, jakby w ogóle nie mijał czas. Mały termometr w środku miniatury steru żaglowca. Drugi – w wyciętym kawałku rogu jakiegoś zwierzaka. Drewniana armatka a na niej mała flaszka jakiegoś zagranicznego alkoholu (wspaniale sprawdzała się przy wszystkich bitwach z figurkami małych żołnierzyków). Budzik sowieckiej marki „Sława”. No i nieśmiertelny zestaw wypoczynkowy „Danuta”, na którym spędzała popołudnia i wieczory nasza rodzina…

Wtorek

Czytając Rafała Ziemkiewicza „Złowrogi cień Marszałka” czyli rozprawę z kultem Piłsudskiego i Piłsudskim samym. Kierunek myślenia słuszny, choć nie zgodziłbym się z głównym przesłaniem na winiecie „Odzyskał Polskę – zniszczył polskość”. Jak dla mnie za ostro, ale generalnie warto rozprawiać się ze wszelkimi mitami historycznymi, choć często to boli i piecze. A mit wspaniałego Marszałka Piłsudskiego i wielkiej sanacji wciąż w Polsce obowiązuje, jakby zapomniano już o marności czynnika przywódczego (zwłaszcza w drugiej połowie lat 30.), represjach, nieznanych sprawcach, nawet mordach, Brześciu czy Berezie Kartuskiej. Ostatecznie to na konto piłsudczyków (a pośrednio i samego Marszałka, który wybrał i lansował swoich następców) idzie największa klęska polskiej dyplomacji i generalnie II RP: dopuszczenie do sytuacji, gdy Polska przestała istnieć a Polacy byli eksterminowani w podwójnej okupacji, niemiecko-sowieckiej okupacji lat 1939-41.

Książka Ziemkiewicza to lektura obowiązkowa, choćby dlatego, aby z autorem się spierać i nie zgadzać. Zdaniem publicysty, nie najgorsze nawet jest to, że Piłsudski „zostawił po sobie Polskę zdemolowaną władzą niekompetentnych durniów, rządzoną przez dobrane pod kątem ślepego poszłusznego beztalencia, nawet nie dlatego, że zaraził ją mocarstwowymi urojeniami, politycznym szaleństwem zastępowania siły realnej ubzduraną „siłą woli”. Gorzej, że Polacy zamrożeni przez PRL, zaczęli traktować sanację, jako jedyne, ostatnie dziedzictwo warte naśladowania. Pisze Ziemkiewicz: „Więc podchwytywali piłsudczyzm wszyscy. Wbrew pozorom nie tylko PiS, który zupełnie jawnie (…) kopiuje sposób rządzenia przez Komendanta, nie przez posiadane ustrojowe kompetencje, tylko przez autorytet i osobisty wpływ na ludzi, których ‘ukochany wódz” pousadzał na stanowiskach”. Od siebie dodam, że wśród polityków PiS popularne jest nazywanie Jarosława Kaczyńskiego „Naczelnikiem”, w nawiązaniu przecież do Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego z lat 1918-22.

Ale to oczywista oczywistość. Podobieństw jest wiecej, zwłaszcza w odwoływaniu się do jakiejś wyższej, „moralnej siły” i z tych wyżyn krytykowanie swoich politycznych oponentów, jako niegodnych rządzenia, bądź nie dorosłych do demokracji. Pisze Ziemkiewicz: „Tak samo przecież rządził Wałęsa, wcale nie jako prezydent, tylko jako Wałęsa, który kazał swojemu przybocznemu dzwonić tu czy tam i mówić: ‘wolą prezydenta jest”. Sanacja była jak najbardziej, choć w inny sposób, z nurtu kolaboracji Tuwima i Słonimskiego, michnikowszczyzną, żywiąca się nie tylko wspomnianą wyżej zasadą, ‘władza należy się tym, którzy wywalczyli wolność i stoją moralnie wyżej”, ale też przekonaniem, że konieczność walki z ‘endeckim ciemnogrodem” i ‘mordercami Narutowicza” czyni dopuszczalnym i godziwym każde świństwo. Sanacją była nawet władza SLD, potem PO, w ich wypadku tą sanacją Rydza-Śmigłego, gotową przyjąć wszelką ideę, program i postulaty przeciwnika, byle tylko utrzymać własną sitwę u koryta”.

Można się nie zgadzać z pewną apoteozą Ziemkiewicza Romana Dmowskiego i międzywojennej endecji (ja częściowo przyznaję autorowi rację, gdyż mniemam, że to endecy wychowali pokolenie, które tak dobrze zdało egzamin w czasie II wojny świtowej), ale trudno nie przyznać mu racji, gdy zauważa pewne analogie sanacyjnego zaczadzenia z wzorcami postępowania nabzdyczonych „ojców” III RP w postaciach Wałęsy, Michnika czy Balcerowicza.

Środa noc

Donald Trump już w Polsce. Jutro wygłosi przemówienie przed pomnikiem Powstania Warszawskiego na Placu Krasińskich. Już wybór tego miejsca przez – tak, tak, Amerykanów, bo gospodarze chcieli Placu Piłsudskiego – mówi wiele. Wręcz narzuca treść przemówienia. Trudno soie bowiem wyobrazić, aby przed symbolem polskiego bohaterstwa, niemieckiego bestialstwa oraz rosyjskiego cynizmu, Trump zrobił jakieś symboliczne mizianie z Putinem czy Merkel. Miejmy nadzieję, że padną ważne słowa, choć nie przeceniałbym. Jak było, napiszę w przyszłym tygodniu.

Dla Trumpa to okazja aby wykąpać się w rozentuzjazmowanym tłumie, przed wyjazdem do Hamburga i Paryża, gdzie 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych traktuje się chłodno, by nie powiedzieć wrogo.

Mam nadzieję, że polskie władze i prezydent Andrzej Duda wymogą na gościu obietnicę, że wojska amerykańskie zostaną między Odrą a Bugiem na dłużej. Najlepiej na stałe. Bo główny interes Polski, to silne NATO oraz amerykańskie wojska w Polsce, a także silne NATO oraz amerykańskie wojska w Polsce, a także silne NATO oraz amerykańskie wojska w Polsce. A poza tym nie należy zapominać o upominaniu się o silne NATO oraz amerykańskie wojska w Polsce (sic!).

Jeremi Zaborowski