W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie”.

Mt 11, 25-30

Wybitny poeta niemiecki Johann Wolfgang von Goethe powiedział: „Gdzie słyszysz śpiew, tam śmiało wstąp, / tam dobre serca mają. / Bo ludzie źli, ach, wierzaj mi, / ci nigdy nie śpiewają”.

Są ludzie, którzy zarażają nas swoją radością i swoim szczęściem, lgniemy do nich, chcemy być z nimi. Tę radość życia można śpiewać bez słów i melodii, jak to czynił Nurney Mason, który ponad pięćdziesiąt osiem lat, był fryzjerem w Izbie Reprezentantów Stanów Zjednoczonych. Miał on niewielki pokoik w piwnicy budynku biurowego Rayburn. Ściany tego pomieszczenia zapewne tyle słyszały, co ściany Kapitolu. Mason nie tylko był świetnym fryzjerem, ale także człowiekiem ogromnej uprzejmości, życzliwości, optymizmu i radości. Serdecznie każdego pozdrawiał, niezależnie od tego, czy był to kongresman czy zwykły pracownik tej instytucji. Nawet gdy był bardzo zmęczony odnosił się do każdego z życzliwością i uśmiechem. Pewnego razu jeden z kongresmenów zapytał, skąd u niego ta radość, życzliwość i szczęście, którym promienieje naokoło. Nurney Mason odpowiedział: „Po prostu staram się wszystko robić jak najlepiej i kreować atmosferę radości i szczęście w miejscu gdzie aktualnie przebywam”.

Są także ludzie, którzy nas dołują, wpędzają w zły nastrój, a nawet depresję. Staramy się unikać ich towarzystwa. Działają na nas jak trucizna, dlatego nazywamy ich toksycznymi. Należą do nich manipulanci, którzy znajdą nasze czułe punkty, żeby potem je wykorzystać. Manipulant często powtarza: „Tyle mi zawdzięczasz, a jesteś taki niewdzięczny. Może docenisz mnie po śmierci, gdy mnie zabraknie, gdy zmądrzejesz”. Malkontenci natomiast zawsze są z czegoś niezadowoleni. Zawsze narzekają, biadoląc jak los ich skrzywdził. Nawet odpornych są w stanie wpędzić w zły nastrój. Fanatycy mają klapki na oczach. Widzą swoją ideę, nie dostrzegając człowieka, którego trzeba bardziej kochać niż indoktrynować. Kontestatorzy wszystkiego wietrzą wszędzie podstęp i do upadłego walczą o swoją rację. Nie szukają rozwiązań, szukają przeszkód. Urazowcy nie potrafią cieszyć się pięknem dnia dzisiejszego, żyją przeszłością, a szczególnie doznanymi krzywdami. Pielęgnują urazy jak cenny skarb. Raczej zmarnują życie niż dadzą się przekonać, że urazy trzeba zapomnieć i żyć radością dnia dzisiejszego. Nadęte indory akceptują cię, gdy ich chwalisz. Potrzebny im jesteś jako element ozdobny do ich tronu. Wieczne prymusy zawsze chcą być najlepsi, ty najwyżej możesz być dla nich tłem. Nawet anegdoty przez nich opowiadane są śmieszniejsze niż twoje. Twoje wspaniałe wakacje na Hawajach, to nic w porównaniu z wakacjami wiecznego prymusa w Meksyku. Zakapturzeni centryści muszą być w centrum uwagi. Przerwą ci w połowie zdania, mówiąc do zgromadzonych: „On nie wie co mówi”. A gry się zdenerwujesz wykorzystają to: „Widzicie z nim nie można rozmawiać”. Umysłowi hazardziści, aby nas zmanipulować, zdołować często powtarzają: „Nigdy tego nie powiedziałem, „To nie miało miejsca”, „Jak zawsze niczego nie rozumiesz”. Psychologia radzi, aby unikać ludzi toksycznych, którzy zabierają nam radość życia, obniżają poczucie naszej wartości, albo też poznać techniki jakimi posługują się toksyczni ludzie, co powoli nam uwolnić się od nich i dostrzec własną wartość.

Dzisiejsze czytania biblijne ukazują nam drogę doskonalszą do odnalezienia, pokoju, radości i odnalezienia własnej wartości. Prorok Zachariasz w wizji proroczej wskazuje na Chrystusa, który stanie się źródłem naszej radości: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On usunie rydwany z Efraima, a konie z Jeruzalem; łuk wojenny zostanie złamany. Pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”.

Ten, którego zapowiada Zachariasz w dzisiejszej Ewangelii mówi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie”. Chrystus mówi o ogromnej wartości każdego z nas. Boga każe nam nazywać Ojcem, a zatem jesteśmy dziećmi bożymi. Godność dziecka Bożego więcej znaczy, niż wszystkie tytuły świata, jakie sobie człowiek wymyśla i w jakie się stroi. Co więcej, Bóg obdarzył nas tak ogromną miłością, że życie oddał za nas na krzyżu. On wzywa nas, abyśmy w swoim utrudzeniu przyszli do Niego, a On nas pokrzepi. Musimy jednak wziąć na siebie Jego jarzmo. W czasach Jezusa wykonawcy jarzma indywidualnie dopasowywali jarzmo do zwierzęcia, aby jak najmniej je uwierało. To porównanie zapewne odnosi się do kształtu jarzma, które w naszym życiu przybiera formę krzyża. Ale przed wszystkim jest jarzmo miłości. W takim układzie, gdy dotyka nas jarzmo krzyża, to bardziej czujemy pokrzepiające i radosne jarzmo miłości Chrystusowej niż jarzmo krzyża.

W bliskości Chrystusa nie tylko będziemy odporni na toksycznych ludzi, ale możemy ich zmienić. Australijczyk, Nick Vujicic, który nie ma ani rąk ani nóg jest dobitnym przykładem odnajdywania w Chrystusie radości w życiowym utrudzeniu. Nie tylko sam odnalazł pocieszenie w Chrystusie, ale niesie go innym. Dziś jest rozchwytywanym mówcą, który niesie ludziom pocieszenie. Jego przesłanie o miłości, nadziei i wierze w Boga i w siebie usłyszało już ponad pięć milionów ludzi na świecie. Spotkał się z trzynastoma prezydentami państw. Podróżuje po kuli ziemskiej od 13 lat. Odwiedził także Polskę. W czasie tej wizyty powiedział: „Mam nadzieję, że moja historia zainspiruje wielu ludzi w Polsce do tego, żeby nigdy się nie poddawać. Aby marzyć o wielkich rzeczach i aby wyposażyć się tak, by móc pokonać każdą przeciwność”. Został jednym z pierwszych niepełnosprawnych uczniów uczęszczających na lekcje z pełnosprawnymi dziećmi. Z biegiem czasu nauczył się wykonywać wszystkie niezbędne codzienne czynności: czesać się, golić, myć zęby, odbierać telefon, a nawet – jeździć na deskorolce, grać w golfa, surfować. Powtarza: „Nigdy się nie poddawaj. Nie wiesz, co możesz osiągnąć, zanim czegoś nie spróbujesz. Cuda można poukładać z kawałków”. Ma żonę i dwójkę dzieci, o których mówi: „Nie mogę wziąć ich za ręce, ale wystarczy, że trzymam ich serca. To, jak kochasz swoją żonę, dzieci, jest ważniejsze od tego, ile pieniędzy przynosisz do domu. Jeśli ja nie będę kochać mojej żony i syna, to jak mam później wymagać bycia hojnym w miłości od niego, gdy dorośnie”.

O swojej wierze w Boga powiedział: „Nie wiem, jaką nadzieję człowiek może mieć bez Boga. Wierzę w Boga, On mi daje siłę, łaskę, przebaczenie i niebo, na które już się cieszę. Gdyby nie było nieba, to o co chodziłoby w tym życiu. Czy chodzi o to, by egzystować, być dobrym człowiekiem? Tylko po co? Żeby pomóc komuś czasowo? A później? Jesteś dobrym człowiekiem tylko po to, by wiedzieć, że jesteś dobrym człowiekiem? Czy żyjemy po to, by umrzeć? Widziałem moc Boga, widziałem, jak niewidomi zaczynali widzieć, głusi – słyszeć, chromi – zaczynali chodzić. My, istoty ludzkie, mamy wybór: poddamy się albo podejmiemy walkę. Jak udało mi się wszystko odwrócić? Dzięki Bogu. To Jemu dziękuję za moją rodzinę i za moje życie”. W bliskości Chrystusa odnalazł pocieszenie w swoim utrudzeniu życiowym.

Ks. Ryszard Koper