Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus przemówił do nich: „Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!” Na to odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!” A On rzekł: „Przyjdź!” Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie!” Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” 

Mt 14, 25-32

To było ostatnie spotkanie Mike i Sue z kapłanem przed ich ślubem. Wszystkie formalności były już załatwione. Pozostało jeszcze tylko omówienie ceremonii ślubnej i próba przedślubna. Przed przystąpieniem omawiania przebiegu liturgii Mike zwrócił się do Sue: „Zanim przejdziemy do tego chciałbym ci powiedzieć coś bardzo ważnego, co rodzi we mnie lęk”. Widząc zaskoczenie i przerażenie w oczach narzeczonej dodał szybko: „Och, nie boję się poślubić cię, ale lękam się o ciebie”. Potem spojrzał na kapłana i wyjaśnił: „Kilka lat temu zmarła mi matka. Nie mogłem się uporać z tą stratą. To mnie dobijało. I odwróciwszy się do narzeczonej, kontynuował: „A jeśli coś ci się przydarzy, to nie wyobrażam sobie, jak ja to przeżyję”.

Kapłan spojrzał życzliwie na młodą parę i w ostatniej chwili powstrzymał słowa, które miał powiedzieć: „Och, Mike, nie martw się tym. Jesteście oboje młodzi i macie przed sobą wiele cudownych lat”. Nie powiedział tego, ponieważ odprawił wiele pogrzebów ludzi w wieku tej pary narzeczonych. Kapłan zadumał się na chwilę, po czym powiedział: „Z mojego doświadczenia wynika, że sto procent małżeństw ma swój koniec i z tym nigdy nie wygrasz”. Zdumiony Mike zdołał tylko zapytać: „Co?”. Kapłan spokojnie kontynuował: „Każde małżeństwo kończy się albo śmiercią, albo rozwodem. Innej możliwości nie ma”.

Mike pobladł i z niedowierzaniem słuchał słów kapłana: „Powiedzmy, że twoje małżeństwo będzie udane, szczęśliwe. Przeżyjecie ze sobą 50 lub 70 lat. Załóżmy, że świętujecie diamentowy jubileusz. Przez te lata związaliście się ze sobą bardzo mocno i jesteście bardzo szczęśliwi. Jednak w końcu jedno z was odejdzie do Boga. Trzeba go będzie powierzyć kochającym ramionom Pana. W tym dniu twoje serce będzie pękać z bólu. Im bardziej małżonkowie się kochają, tym trudniej jest im na końcu. To jest najlepszy scenariusz dla twojego małżeństwa – dzielić ogromną miłość jak najdłużej, która będzie kosztować cię bardzo wiele w chwili odejścia do wieczności jednego z was. Dlaczego chcesz przezwyciężyć to co nieuniknione? Dlatego już dzisiaj, oddaj ją z powrotem Bogu, który ją stworzył, zachował, do którego zawsze należeć będzie, w ramionach którego będzie szczęśliwa. I tym sposobem będzie ona także zawsze obok ciebie i będziesz się cieszył jej chwilowym darem i za ten dar dziękował codziennie Bogu”. /M. Craig Barnes: „Tymczasowy dar małżeństwa”/.

Bardzo często, mówiąc o życiu, które w najgłębszej istocie pozostaje tajemnicą, używamy różnych przenośni i obrazów. Ewangelia na dzisiejszą niedzielę przywołuje porównanie naszego życia do żeglowania po wzburzonych falach jeziora.\ Po rozmnożeniu chleba nad jeziorem Galilejskim, gdy Jezus nakarmił tysiące zgłodniałych ludzi polecił apostołom, aby odpłynęli na drugi brzeg, a On tymczasem odprawi tłumy podekscytowane cudem. Gdy to uczynił udał się sam na wzgórze, aby się modlić. Zapadł wieczór, Jezus nadal trwał na modlitwie, gdy tymczasem apostołowie zmagali się ze wzburzonymi wodami jeziora: „Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny”.

Może też mówili, że szkoda, że Jezusa nie ma z nimi, On by wszystkiemu zaradził. Nie trzeba było długo czekać. Ewangelia mówi: „Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze”. Wyrażenie „czwarta straż” sugeruje, że było to dosyć późno w nocy, kiedy to człowiek zmożony snem jest najsłabszy. Przeciwnik może wyrządzić największe zło. Statystycznie najwięcej zgonów następuje między trzecią a piątą nad ranem. Wtedy też najłatwiej zasnąć za kierownicą, w tym czasie często grasują złodzieje. I to właśnie wtedy przychodzi Jezus do apostołów i ucisza burzę. Ale za nim to uczynił, uświadomił apostołom, gdzie powinni szukać pokoju, bezpieczeństwa na rozszalałych falach swojego życia. Ukazał apostołom po raz kolejny swoją boską moc. Ta moc ich przeraziła: „Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli”. Piotr nie mógł uwierzyć, że jest to Jezus i chce to sprawdzić: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!”. Na co Jezus kazał mu przyjść do siebie. Zapewne Piotr był bardzo zdziwiony, gdy pierwszy w raz w życiu kroczył po wodzie. „Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: ‘Panie, ratuj mnie!”. I wtedy Chrystus wyciągnął go i zganił jego brak wiary: „Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” Po czym uciszył burzę: „Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył”. Powrócił pokój i radość wspólnego żeglowania z Chrystusem na spokojnych wodach jeziora. Pośród wzburzonych fal naszego życia, gdy przywołamy Chrystusa jak Piotr wtedy odnajdziemy pokój i radość serca. Nawet gdy uderzy w nas nawałnica śmierci, to w bliskości Chrystusa odnajdziemy pokój i radość poranka zmartwychwstania Pańskiego.

W tym miejscu powrócę jeszcze raz do słów kapłana skierowanych do Mike z historii zacytowanej na wstępie: „Dlatego już dzisiaj, oddaj ją z powrotem Bogu, który ją stworzył, zachował, do którego zawsze należeć będzie, w ramionach którego będzie szczęśliwa. I tym sposobem będzie ona także zawsze obok ciebie i będziesz się cieszył jej chwilowym darem i za ten dar dziękował codziennie Bogu”. Przez wiarę oddajmy wszystko Bogu, a On uciszy burzę naszego życia i przyjdzie do nas w łagodnym powiewie wiatru, jak przyszedł do proroka Eliasza, o którym słyszymy w pierwszym czytaniu. W Księdze Syracydesa czytamy: „Powstał Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. On głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich [nieprawych] liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy razy sprowadził ogień”. Po rozprawie z prorokami Baala, którego czcicielką była królowa Jezebel, prorok musiał uchodzić przed jej gniewem. Chciała pomścić śmierć proroków Baala: „Niech bogowie mi to uczynią i tamto do tego dodadzą, jeśli jutro o tym czasie nie sprawię, by twoja dusza stała się jak dusza każdego z nich!”. Umęczony prorok musiał uchodzić, miał już dość wszystkiego. Udał się na pustynię i tam pragnął umrzeć. Gdy spał, anioł obudził go, przyniósł pożywienie i nakazał mu wędrówkę na górę Horeb, inaczej Syjon, gdzie miał spotkać Boga. Dlatego poszedł na pustynię i tam zasnął. Anioł go budzi i karmi, ale on dalej idzie spać. Anioł znów go budzi i każe mu jeść, by miał siły iść na górę Horeb. „Gdy Eliasz przyszedł do Bożej góry Horeb, wszedł do groty, gdzie przenocował. Wtedy Bóg rzekł: ‘Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!”. Wyszedł i czekał na spotkanie Pana. A oto Pan przechodził. Przeszła gwałtowna burza łamiąca skały, przyszło trzęsienie ziemi i gwałtowny ogień, ale w tym nie było Boga. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu”. I w tym łagodnym powiewie wiatru Eliasz doświadczył obecności Boga, który był jego umocnieniem i radością. Podobnie apostołowie po uciszeniu burzy na jeziorze zostali umocnieni i wyznali: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.

Bardzo często burze życiowe wpędzają nas do groty, jaskini zastraszenia, lęku, obaw, nienawiści, złych intencji. Wtedy trzeba usłuchać wezwania Boga i czekać na Jego przyjście. A On pośród tej burzy przyjdzie do nas w łagodnym powiewie wiatru, ogarnie nas swoimi ramionami, aby obdarować nas najpełniejszym pokojem, w którym odczujemy łagodny powiew wieczności.m

Ks. Ryszard Koper